Z Brukseli wyleciałem stosunkowo wcześnie, żeby przesiąść się na LHR na lot bezpośredni do Pekinu. W pewnym momencie poprosiłem stewardessę o buteleczkę białego wina...i do dziś zastanawiam się czy na mojej twarzy było wypisane "lubi się napić wina", czy "jest znudzony" czy cokolwiek innego...spojrzała ona bowiem na mnie z sympatią i zapytała czy mam długi lot przed sobą, co ja potwierdziłem swoją destynacją...po czym otrzymałem 4 butelki białego wina i dużą butelkę wody mineralnej :) chyba już na kaca...
ot i tak rozpoczęła się moja podróż... :) mówiąc krótko na rauszu, który jak się później okazało był częsty w mym życiu podczas tej podróży z kilku powodów, ale o tym nieco dalej.
Przesiadka na LHR rutynowa, nudna...w międzyczasie niedzielny lunch w postaci roast beef z yorkshire pudding (moje ulubione z brytyjskiej kuchni), bording i 10h w economic w otoczeniu 85% Chińczyków udających się na obchody nowego roku chińskiego...ja piję dalej białe wino, śpię, oglądam jakiś film jeden, drugi (ooo to jakiś sensacyjny w którym szpiega ruskiego gra Olbrychski), wino, spanie...chińczycy wciągają nudle soup...bezustanne chlipanie mnie otacza :)